zerwałem się na nogi. pod nimi nic nie było
tylko dwa lewe cienie.
obok - mały, skórzany futerał na klucze
srebrne plecy Yeti, można było za nimi
iść, jednak cicho wymyślił i przesunął się
zgrzyt, zabierał miejsca. a przecież pomiędzy
można przejść, prześlizgnąć się po trybach
jeden, drugi szlif, część po części
brak pewności, utkane z powietrza domysły
dotknięcia oparte o wręb.
niedoskładane kopułki oczu, milion razy
żarliwe - to w nich otwiera się energia
i każe, podpowiada jak ma być, by dłużej
nie czekać.
w końcu, mniej ze strachu rozebrany niż głupi
pójdę za plecami, bo szalenie jestem ciekawy
gdzie istnieję
|